czwartek, 16 maja 2013

Jak na kramach

Mam jej w domu sporo, wala się po półkach, komodach, ozdabia lustra i chowa się za perfumami. Najwięcej tej już niekompletnej, niestety... Od dziecka tam miałam, że gubiłam...a to bransoletki, kolczyki, a to pierścionki... Nie da mi, przed każdą jubilerską witryną muszę się zatrzymać, przystopować choćbym gnała na zabicie, oko jednak nacieszyć trzeba, silniejsze jest to ode mnie. Największą uwagę przyciąga biżuteria ta najbardziej oryginalna, niepowtarzalna, której się jeszcze wcześniej nie widziało, ona wzbudza największy zachwyt - tak rodzą się u mnie marzenia o jej posiadaniu... Przy jej kupnie nigdy nie sugeruję się tym, a czy będzie mi pasować, czy będą ją miała do czego ubrać i na jaką okazję ją założę. Jak już kupuję, to zwykle jestem tak zauroczona, że logiczne przesłanki są nieistotne, nie ważne i nie mają u mnie racji bytu. Po jakiego to dumać, rozmyślać, zastanawiać się - podoba się, to biorę!
 
Z lat dzieciństwa zachowała się pewna klisza wspomnień, obraz, który często powraca w myślach - niedziela, święto i odpust, u nas zawsze zwany "kramami", a tam kolorowo, głośno, hucznie, pełno rozwrzeszczanych dzieciaków, balony, wiatraki, wielkie piłki i mnóstwo biżuterii... Takiej dziecięcej, pstrokatej, plastikowej, drewnianej, stałam jak przyklejona do tych stołów... Chyba z najmłodszych lat wyniosłam tę słabość, lubię ją, taka typowo kobieca :) 
Sama w wolnej chwili też biorę do ręki serwetki, szukam ciekawego motywu, obmyśla tło, przegrzebuję paletę barw, a na dnie pudełka zawsze jeszcze odnajduję jeden wolny komplet kolczyków, czy też bransoletkę, które czekają na moje lepsze dni i wenę.


 

2 komentarze:

  1. przepiekne:-) motylowe kolczyki moj faworyt pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudne te rzeczy. szczegolnie kolczyki. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń