środa, 27 marca 2013

Pierwsze kroki...

Jak wspomniałam we wcześniejszych postach, moje początki przygody z decoupage, to była wielka pasja, jest ona nią i do tej pory, jednak początki są zwykle takie, że pragnie się wiedzieć jak najwięcej, znać od razu wszystkie techniki, wiedzieć, które preparaty są tymi najlepszymi, a na które nie ma co wyrzucać pieniędzy w przysłowiowe błoto. Godziny spędzone na buszowniu w Internecie dawały pewne wskazówki, moja pracownia, a jest nią średniej wielkości pokój w domu, zaczęła zapełniać się farbami we wszystkich kolorach tęczy :-) , gdzie tylko pojawiły się promocje, to przybywało pędzli, spękaczy, lakierów, podkładów, nie wspominając o papierach i serwetkach... Rodzina tylko się dziwiła: "Aż tyle wszystkiego jest Ci potrzebne?!" Ja i do tej pory czuje pewien niedosyt, ciągle jest mi wszystkiego mało, nad wieloma rzeczami nadal wzdycham, bo wszystko by mi się przydało, a sklepy budowlano-remontowe, niegdyś w ogóle nie odwiedzane, nagle stały się mi bardziej bliskie niż drogerie czy butiki z ciuchami.
Wracając do tych początków, po jakimś czasie już wiedziałam, że jedynie lakier Fluggera, to jak dla mnie ten najlepszy, choć wcale nie najtańszy, a by go kupić muszę pokonać ponad 60km, ale to nie stanowi już żadnej przeszkody. Nacięłam się na parę podkładów, które według zapewnień producentów miały być tymi najlepszymi, a ich miejsce znalazło się w koszu, po wielu próbach mam i taki, którego już nie zamienię na żaden inny i również Fluggera, nie zawiodłam się na tej marce, choć nie należy do tanich, ale wiem, że warto dać trochę więcej groszy, a nie złościć się  nad późniejszymi pracami. 
By mieć jak największą wiedzę o technikach decoupage, drukowałam liczne porady, biblioteczkę wzbogacałam w cały cykl książek-poradników z tejże dziedziny, dziś ja mogę uchodzić za małą encyklopedię, choć fantazja, wyobraźnia wielu z Was nadal mnie zadziwia i inspiruje.
Był też w moim zachłyśnieciu się decoupage etap poszukiwanie kursów, na których mogłabym zdobyć już nie tylko wiedzę teoretyczną, ale i praktyczną, czyli tę, która liczy się najbardziej. Tych kursów na Internecie znalazłam sporo, i choć najfajniejszą ofertą wydały mi się kursy u Akset, to jednak ze względu na odległość, nie zdecydowałam się na nie. Trochę mi daleko do Warszawy, a i wtedy nie miałabym się tak gdzie podziać. Teraz w tamtych okolicach mieszka moja przyjaciółka jeszcze z lat podstawówki, Esterka, może kiedyś w ramach jej odwiedzin uda mi się i ją namówić na taki kurs :-) Co Ty Kochana na to??? Można by było połączyć praktyczne z pożytecznym ;]
Na kurs się jednak wybrałam, ale do Krakowa, tam miałam zdecydowanie najbliżej. Były to podstawy techniki decoupage, wykonałam wtedy lusterko i doniczkę z ocynku ze spękaniami. Lusterko nie przypadło mi specjalnie do gustu, ale doniczka za to bardzo. Doniczka do tej pory służy w domu, nie u mnie, ale u moich rodziców, w pokoju brata, uroku nie zatraciła, nadal nadaje wnętrzu charakteru i stanowi piękną ozdobę. 
Jeszcze kilka słów o tym kursie - pamiętam, że odbywał się on w kameralnym gronie, same dziewczyny, w najróżniejszym wieku, wykonujące różne zawody, jedna z nich chciała się nauczyć tej techniki, by móc wykonać wyjątkową pamiątkę na ślub siostry, coś niepowtarzalnego, po prostu od serca. Atmosfera panowała luźna, wszystkie odnosiłyśmy się do siebie po imieniu, bez "paniowania",  łącznie z prowadzącą, Magdą. Dodam, że kurs odbywał się w dzielnicy równie artstycznej, pachnącej bohemą, bo na Krakowskim Kazimierzu. Gdyby któraś z Was była zainteresowana tymi kursami, to polecam, wiedza została rzetelnie przekazana, w łatwy sposób, bez pośpiechu, każda z nas mogła do woli zadawać pytania, było na prawdę swobodnie - stylizacjamebli.pl  - to właśnie to miejsce!
Do tych moich początków czuję sentyment, dostarczały mi one wtedy wiele pozytywnej energii, cały czas obmyślałam co zrobię i jak to wykonam, myślami byłam gdzieś daleko... chwilami nieobecna...
Udało mi się jeszcze wygrzebać pare zdjęć wspomnianej doniczki, mojej pierwszej pracy w techniki decoupage, oto i one:



Tyle na dziś, bo nigdy nie zabiorę się za dokończenie porządków, a jeszcze muszę obmyślić co upiec na święta. Pewnie dziś będę szukała natchnienia, ale na blogach kulinarnych, z wypiekami... na twarzy ;]

sobota, 23 marca 2013

Znaleziska ze strychu

Jeszcze zeszłej jesieni koleżanka z pracy, w trakcie porządków na strychu swego domu, znalazła zapomniany drewniany świecznik i wazon. Jako, że zdarzało mi się już zdobić dla niej parę przedmiotów, tak i tym razem poprosiła mnie o nadanie nowego życia tymże i rzeczom. 





Motyw róż idealnie wkomponował się w cieniowane, złocone tło - tak mi się przynajmniej wydaje ;)



 

środa, 20 marca 2013

Jako, że wspomniała o wiośnie, mojej tęsknocie na nią, to przedstawię taczki, jakie powstały w zaciszu mej pracowni
Jestem szczęśliwą posiadaczką wielkiego tarasu i tak sobie postanowiłam, że tego lata będzie cały w kwiatach i ziołach - stad te taczki, liczę, że będą stanowiły jego ozdobę. 





Taczki powstawały jeszcze jesienią ubiegłego roku, mój mąż je zbijał i dopieszczał, z kolei ja zajęłam się wykończeniem. Poprzez przetarcia chciałam im dodać trochu lat, sprawić, by wyglądały na wygrzebane z kąta piwnicy. 
A tym psiaczkiem, który chciał ukraść jabłko, jest moja Misia, cudowny czworonóg.
 

Początek mego istnienia w blogowym świecie...

Nad założeniem własnego bloga myślałam już dość długo, miałam wiele wątpliwości, a czy to znajdę czas na jego prowadzenie, czy ktoś podzieli moje zainteresowania, czy ktoś będzie chciał go czytać i oglądać. Wątpliwości było sporo, jednak potrzeba wyrażania siebie, własnych myśli, dzielenia się pasjami okazała się silniejsza, myślę, że za kilka lat będą mogła napisać: "Było warto!". 

 Dzisiejszy dzień to początek wiosny, a jak to wiosna, od zawsze większości nas kojarzona z budzeniem się do życia, promykami słońca, tak i ja doszłam do wniosku, że ten dzień, 20 marca 2013 roku, stanie się dniem otwierającym nowy etap w moim dotychczasowym życiu. Ten dzień zmobilizował mnie do założenia bloga, dość tworzenia kolejnych przedmiotów tylko na półkę, zamykania ich w mojej pracowni, trzymania za drzwiami!

Pewnie nie od razu przyznam się mojej rodzinie i znajomym do założenia bloga, zobaczę jak będzie mi szło, czy podołam, czy znajdę Wasze uznanie, aprobatę i czy ktoś doceni moje hobby...

A jeśli już zaczęłam o hobby... spadło to na mnie nagle! 
To był zwyczajny dzień w pracy, jakich wiele. To również był czas wiosny i zbliżających się Świąt Wielkanocnych, wszyscy dookoła myśleli już o przedświątecznych porządkach, wypiekach, zakupach, a ja spędzałam kolejne 10 godzin w sklepie. I choć nigdy nie miałam i pewnie nie będę miała fioła na punkcie mycia okien i porządków, to jakoś tym żyłam i ja. Do pracy przyjechał towar, wybawienie z nudów, bo pamiętam, że zbyt wielu klientów się wtedy nie kręciło, ale zanim przyszło do jego liczenia, wypakowywania, to na ladzie kierowca położył pudełko ze ślicznymi barankami, owieczkami, ozdobami. I choć były one drogie, to nie mogłam się im nadziwić -  śliczne, kolorowe, niezwykłe, a co najbardziej mnie ujęło - wykonana ręcznie, przez żonę tegoż kierowcy. Tak długo mi one potem chodziły po głowie, że zaczęłam w Internecie szukać przepisu na ciasto na barany, bo przecież, czemu miałam być baranem i same takich cudeniek nie zrobić... Gdy tak szukałam w wyszukiwarce przepisu na to ciasto, to co chwila wyskakiwało mi słowo "decoupage", nie wiedziałam, jak to czytać, co ono oznacza, kojarzyło się jedynie z francuskim nazewnictwem, jednakże, pod słowem "decoupage" co chwilę wyświetlały się coraz to piękniejsze zdjęcia, a pod nimi komentarze w najróżniejszych językach świata. I tym sposobem i ja zapragnęłam wiedzieć, co to jest ten "decoupage", jak się go tworzy, chciałam znać jego historię, technikę, zaczęłam szukać kursów decoupage, wszystko na raz. Godzinami siedziałam już później na stronach z farbami, pędzlami, serwetkami, papierami, wszystkimi decoupagowymi akcesoriami... po prostu oszalałam.

Od tego momentu minęły już 2 lata, od 2 lat jestem zachłyśnięta wszystkim co związane z decoupage. Do tej pory to ja śledziłam blogi, podziwiałam, szukałam inspiracji, zazdrościłam Wam talentu, wiedzy, a teraz to ja postaram się pokazywać moją skromną twórczość. I co Wy na to?

Chętnie bym się dowiedziała jak Wy rozpoczęłyście przygodę z decoupage, co Was skłoniło do jego tworzenia i jakie były Wasze początki.

Buziaki,
Edyta