środa, 20 marca 2013

Początek mego istnienia w blogowym świecie...

Nad założeniem własnego bloga myślałam już dość długo, miałam wiele wątpliwości, a czy to znajdę czas na jego prowadzenie, czy ktoś podzieli moje zainteresowania, czy ktoś będzie chciał go czytać i oglądać. Wątpliwości było sporo, jednak potrzeba wyrażania siebie, własnych myśli, dzielenia się pasjami okazała się silniejsza, myślę, że za kilka lat będą mogła napisać: "Było warto!". 

 Dzisiejszy dzień to początek wiosny, a jak to wiosna, od zawsze większości nas kojarzona z budzeniem się do życia, promykami słońca, tak i ja doszłam do wniosku, że ten dzień, 20 marca 2013 roku, stanie się dniem otwierającym nowy etap w moim dotychczasowym życiu. Ten dzień zmobilizował mnie do założenia bloga, dość tworzenia kolejnych przedmiotów tylko na półkę, zamykania ich w mojej pracowni, trzymania za drzwiami!

Pewnie nie od razu przyznam się mojej rodzinie i znajomym do założenia bloga, zobaczę jak będzie mi szło, czy podołam, czy znajdę Wasze uznanie, aprobatę i czy ktoś doceni moje hobby...

A jeśli już zaczęłam o hobby... spadło to na mnie nagle! 
To był zwyczajny dzień w pracy, jakich wiele. To również był czas wiosny i zbliżających się Świąt Wielkanocnych, wszyscy dookoła myśleli już o przedświątecznych porządkach, wypiekach, zakupach, a ja spędzałam kolejne 10 godzin w sklepie. I choć nigdy nie miałam i pewnie nie będę miała fioła na punkcie mycia okien i porządków, to jakoś tym żyłam i ja. Do pracy przyjechał towar, wybawienie z nudów, bo pamiętam, że zbyt wielu klientów się wtedy nie kręciło, ale zanim przyszło do jego liczenia, wypakowywania, to na ladzie kierowca położył pudełko ze ślicznymi barankami, owieczkami, ozdobami. I choć były one drogie, to nie mogłam się im nadziwić -  śliczne, kolorowe, niezwykłe, a co najbardziej mnie ujęło - wykonana ręcznie, przez żonę tegoż kierowcy. Tak długo mi one potem chodziły po głowie, że zaczęłam w Internecie szukać przepisu na ciasto na barany, bo przecież, czemu miałam być baranem i same takich cudeniek nie zrobić... Gdy tak szukałam w wyszukiwarce przepisu na to ciasto, to co chwila wyskakiwało mi słowo "decoupage", nie wiedziałam, jak to czytać, co ono oznacza, kojarzyło się jedynie z francuskim nazewnictwem, jednakże, pod słowem "decoupage" co chwilę wyświetlały się coraz to piękniejsze zdjęcia, a pod nimi komentarze w najróżniejszych językach świata. I tym sposobem i ja zapragnęłam wiedzieć, co to jest ten "decoupage", jak się go tworzy, chciałam znać jego historię, technikę, zaczęłam szukać kursów decoupage, wszystko na raz. Godzinami siedziałam już później na stronach z farbami, pędzlami, serwetkami, papierami, wszystkimi decoupagowymi akcesoriami... po prostu oszalałam.

Od tego momentu minęły już 2 lata, od 2 lat jestem zachłyśnięta wszystkim co związane z decoupage. Do tej pory to ja śledziłam blogi, podziwiałam, szukałam inspiracji, zazdrościłam Wam talentu, wiedzy, a teraz to ja postaram się pokazywać moją skromną twórczość. I co Wy na to?

Chętnie bym się dowiedziała jak Wy rozpoczęłyście przygodę z decoupage, co Was skłoniło do jego tworzenia i jakie były Wasze początki.

Buziaki,
Edyta

5 komentarzy:

  1. Witam, też od niedawna zaczęłam blogować i jest fajnie. Życzę ci miłego blogowania, po dwóch latach na pewno masz już wiele wspaniałych prac do pokazania:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa, będę się starała regularnie i w miarę mego wolnego czasu umieszczać swoje prace - to prawda, trochę tego się nagromadziło. Moja przygoda z blogiem to dopiero raczkowanie, troszkę ciężko się w całym tym świecie połapać...

      Usuń
  2. Przepiękne są Twoje taczki! Życzę najlepszego w prowadzeniu bloga, nie ma się czego obawiać, to sama przyjemność, na pewno niebawem się o tym przekonasz :) A moje początki? Chciałam odświeżyć sypialnię, szukałam w internecie inspiracji, znalazłam zdjęcie sypialni w stylu shabby chic, choć wtedy nie wiedziałam nawet, że tak to się nazywa, bo ta moda u nas dopiero raczkowała... Spodobał mi się klimat, zaczęłam drążyć, natknęłam się na dekupaż, który zresztą potem okazał się idealnym lekiem na skołatane nerwy ... i po krótce tak to było ... Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli i w Twoim przypadku decoupage stał się niejako przełomem i impulsem, podobnie jak u mnie :] Jak najbardziej zgadzam się z tym, że stanowi on lek na całe zło ;] Jest przyjemną terapią dla duszy! Można odpocząć, przenieść się myślami gdzieś daleko i wyciszyć, nabrać trochę pozytywnej energii...

      Usuń
  3. Upisałam całą epistołę i kot mi skasował- szkoda, bo drugi raz to już nie jest to. W każdym razie jeśli twoje prace wyglądają tak jak taczki, to nie doczekam do rana aby je oglądać. Pisz i pokazuj. Zobaczysz w krótkim czasie zaczniesz się chwalić swoim blogiem.
    Zostaję na dłużej i bardzo pozdrawiam krajanko z podkarpacia. :)))

    OdpowiedzUsuń